od początku sierpnia jesteśmy już w domu z lasu wypędziła nas brzydka pogoda ( druga wyprawa samochodem była duzo dłuższa, bo czekała nas 3 godzinna podróż. kiedy pakowalismy nasze bagaże do auta, bandżi siedział już w środku i był moment, że nie chciał nas wpuścić ) ale powoli doszliśmy do porozumienia. wiemy, że tak reaguje, kiedy traktuje jakaś przestrzeń niepodzielnie jako swoje terytorium. pierwsze dni w lesie były dla bandżiego nowym wyzwaniem, zwłaszcza że w sumie w domu nie był z nami zbyt długo. zamieszkał z karolem w namiocie, razem dzielili sypialnię. czasami też śpiwór, chociaż bandżi miał swój (nie lubi chłodu). nie oddalał się od naszego obozowiska, nie wędrował do innych, pilnował nas. na spacery chodziliśmy zawsze ww trójkę, kiedy dzieci zabierały go same, szybko chciał wracać. zdarzało się, że podczas spaceru wywęszył jakiś obcy zapach i wtedy zachowywał się niespokojnie. w nocy spał spokojnie, nie budził nas szczekaniem, chociaż pewnej nocy, kiedy obok namiotu dzicy goście walczyli o resztki po rybach warczał bardzo głośno, aż w przyczepie było słychać. inne psy traktował z wymuszoną rezerwą. bardzo powoli przyzwyczaja się do obecności innych czworonogów, ale zdarza mu się (rzadko), że radośnie zaciekawiony podbiega do innych raz tylko przeżyliśmy chwilę grozy, kiedy bandżi usłyszał samochód nowych obozowiczów. dosłownie dostał ataku takiego przerażenia, wręcz śmiertelnego strachu, że baliśmy się o niego, bardzo długo nie mógł uspokoić się. zdarzało mu się również, że zpominał osoby, które już znał i traktował je jak intruzów. zdarzało mu się to jednak rzadko. podróż nad morze była zdecydowanie dłuższa niż do naszej "dziczy" i nie jechaliśmy naszym samochodem, więc bandżi siedział z tyły z dziećmi. w połowie drogi zaczął niepokoić się i często skomlał. na miejscu zastaliśmy oprócz gospodarzy także ich psa, niestety psy nie przypadły sobie do serca. staralismy się, żeby nie wchodziły sobie w drogę. za to morze było dla bandżiego życiowym odkryciem i miłością od pierwszego wejrzenia ) tego nie da się opisać jaki to był szał-fioł ) po dwóch dniach opanowaliśmy te wybuchy i mogliśmy spokojnie cieszyć się pobytem na plaży i kąpielami. ) bandżi bardzo lubi pływać, niepokoił się tylko, gdy widział kogoś z nas w wodzie, zaraz płynął w naszą stronę i trzeba było wychodzić z wody. bawił się wskakując do wody, z zapamiętaniem zakopywał i odkopywał kamienie, biegał wzdłuż brzegu. to kopanie musieliśmy mu ograniczać, bo pozdzierał sobie pazury i gryzł mniejsze kamienie. wcześniej tez musiał gryźć kamienie, bo zęby ma pościerane, szczególnie kły. nad morzem byliśmy tydzień i wrócliśmy do naszego lasu, podróż powrotna minęła bandżiemu dużo spokojniej był bardzo grzeczny. na miejscu w lesie, chwilę trwało nim poznał nasze otoczenie. kiedy pogoda zaczęła załamywać się wszyscy przenieśliśmy się do przyczepy, bo w namiocie chłopakom było za zimno. ale cóż było robić, kiedy aura nie wskazywała na lato zabraliśmy się z lasu.
w domu czekało na nas ciepłe łóżko i łazienka ) teraz odpoczywamy przygotowując się do szkoły. bandżi na razie korzysta na tym, bo może do późna wylegiwać się z dziećmi, niedługo to zmieni się, a kawaler lubi ciepłe łóżeczko, nad ranem zakopuje się w kołdrę z którymś z dzieci ) pozdrawiam serdecznie, do miłego.
Mnie najbardziej rozbroiła informacja, że Bandżi miał swój śpiwór, bo nie lubi chłodu