Smierc czworonoznego przyjaciela

Moderator: dalmibea

Smierc czworonoznego przyjaciela

Postprzez dalmibea » Wt kwi 19, 2011 9:39 pm

Śmierć w naszej kulturze jest jednym z najtrudniejszych tematów. Boimy się śmierci, bo jak tu się nie bać kościotrupa z kosą? Gdyby od pokoleń nie wpajano nam tak nieprzyjemnego wizerunku tego, co i tak nas spotka, może nie balibyśmy się spojrzeć prawdzie w oczy. A prawda jest oczywista i prosta – wszyscy jesteśmy śmiertelni.

Czy chcemy, czy nie, musimy przyznać, że często śmierć jest wybawieniem, dobrą wróżką, która zdejmuje cierpienie i ból. Każdy, kto się urodzi, musi umrzeć – prawda i oczywistość – a jednak prawie każdy z nas ucieka od tej myśli jak najdalej, nie biorąc pod uwagę i tej oczywistości, że jego pies czy kot też nie jest wieczny.

Na swoje szczęście nasze zwierzęta nie myślą o śmierci ani się jej nie boją. Oczywiście, że każdy zdrowy psychicznie osobnik, bez względu na gatunek, kieruje się instynktem samozachowawczym, inaczej zginąłby, a z nim wszystkie ziemskie gatunki.

Instynktowne ratowanie życia jednak nie ma nic wspólnego z lękiem przed śmiercią – ratowanie życia to nie strach przed nieuniknionym końcem, lecz chęć trwania, chęć życia. Uciekając przed pożarem, nie myślimy przecież o strachu przed śmiercią. Po prostu – boimy się ognia, nie chcemy spłonąć.

Przerażać może śmierć, która przychodzi za wcześnie, nagle, niespodziewanie dla nikogo. Jednak śmierć zjawiająca się na koniec życia przeżytego aż do starości – nie tylko nie powinna przerażać, ale i nie powinna dziwić.

Żyjemy w czasach, gdy każdy „powinien” być młody (a przy okazji – piękny i zdrowy), a starość traktowana jest jako coś wręcz wstydliwego. To, że sami staramy się udawać młodszych niż jesteśmy, to nasza sprawa, ale dlaczego nie pozwalamy się normalnie zestarzeć naszym psom i kotom?

Bardzo często spotykam się z pytaniem: dlaczego on (pies) ma kłopoty z porannym rozprostowaniem kości?”. „Bo jest stary” – odpowiadam. „Jak to – stary, ma dopiero ... lat. Proszę coś zrobić, żeby mógł jak dawniej biegać z piłką”.

Po co?

Przecież nawet Pele, król futbolu, już nie biega za piłką. I co, źle mu teraz bez tego? Nie, już się wybiegał. W „swoim” czasie. A teraz „swój” czas ma Ronaldinho.

Na wszystko jest w życiu „swój” czas – na bieganie z piłką, na szalone harce, na dorosłość, na starość i na śmierć.

Cudownie, jeśli zdążymy przeżyć wszystko. Wspaniale, jeśli możemy towarzyszyć naszemu psu w każdym z etapów jego życia z odejściem z tego świata włącznie.

Nie zawsze jednak, wręcz coraz rzadziej (to chyba znak czasu, w którym żyjemy) jest tak, że wszystko dzieje się zgodnie z naturalnym zegarem biologicznym. W przypadku zwierząt nieuleczalne choroby, tragiczne wypadki często stawiają nas wobec najtrudniejszego z wyborów – decyzji o życiu lub śmierci.

Eutanazja – słowo tabu, słowo budzące dreszcz emocji.

Boimy się... nie wiemy... nie jesteśmy pewni racji... mamy niepewny pogląd w tej dziedzinie, gdy chodzi o nas – o ludzi. Kiedy zaś chodzi o nasze zwierzęta, teoretycznie powinno być nam łatwiej ważyć sprawy i podejmować decyzje.

Teoretycznie.

Bo przecież w przypadku zwierząt także chowamy się do mysiej dziury, gdy przychodzi decydować o „ciągu dalszym”. Coraz rzadziej jest tak, że zwierzę odchodzi w „swoim” czasie – czyli ze starości.

Coraz częściej stajemy w obliczu nieuleczalnej choroby zwierzęcia. I dylematu – czy i kiedy mamy powiedzieć: dość, nie będziesz dłużej cierpiał.
Myślę, że bardzo trudno ocenić rozmiar czyjegoś cierpienia. Każdy ma trochę inny próg bólu, trudno znaleźć miarę dla cierpienia psychicznego, np. z powodu unieruchomienia (paraliż, itp.). Człowiek z reguły umie przekazać drugiemu, jak można mu pomóc. Chore zwierzę najczęściej chowa się i unika kontaktu – w przypadku psów jest to cecha atawistyczna, która chorym dzikim zwierzętom często ratuje życie (chory jest słaby i mógłby paść ofiarą drapieżcy).

Kiedy opiekun pyta mnie: „...kiedy mam ulżyć jego cierpieniu? ...skąd będę wiedział, że on już nie chce żyć?”, odpowiadam, że nikt inny tylko kochający właściciel psa czy kota jest w stanie najlepiej ocenić to, czy życie jego podopiecznego przestało dawać jakąkolwiek radość. I to jest ten moment, w którym mamy moralny obowiązek podjąć decyzję o jego zakończeniu.

Jestem zdania, że nieuleczalnie chory nie powinien cierpieć wcale. W przypadku ludzi nie zawsze jest to możliwe, zwierzęta

są w lepszej sytuacji dlatego, że można dawać im bez ograniczeń większość leków kojących ból, a gdy nie da się sprawić, aby nie cierpiały – poddać eutanazji. Proszę zapamiętać, że zwierzę nie ma takich potrzeb jak my, nie czeka, aż dziecko zda maturę, czy ktoś z rodziny wróci z podróży.

Zwierzę żyje tu i teraz, a nikt inny tylko my zgotowaliśmy mu to „tu i teraz”. I właśnie my musimy zapewnić mu komfort nie tylko życia, ale i godnej śmierci. Zaznaczam, że eutanazja w przypadku naszych czworonożnych przyjaciół dopuszczalna jest tylko z powodu nieuleczalnych chorób niosących wyłącznie cierpienie, a nie z powodu starości czy kalectwa, przy którym tak naprawdę można się jeszcze cieszyć życiem.

Jak to zrobić, aby zwierzę i jego opiekun nie czuli się jak „kat i ofiara”? Użyłam tego określenia nie bez powodu. Często słyszę: „...nie zniosę tego! ...ja mam wydać wyrok?”. Jaki wyrok? Nie jesteś i nie będziesz katem. Możesz być dobrą wróżką zdejmującą ból.

Czego nie zniesiesz? Widoku ukochanego psa, który wreszcie może spokojnie zasnąć? PAMIĘTAJ!!! ON ZAŚNIE SPOKOJNIE TYLKO W TWOICH RAMIONACH. On nie boi się śmierci, on boi się zostać sam, bez ciebie.

Nikt, kto kocha życie, nie może obojętnie podejść do śmierci. Ja kocham życie. Poddałam eutanazji wielu cierpiących braci mniejszych, łącznie z własnymi chorymi psami. Pamiętajcie, że zwierzę nie wie, jaki dostaje zastrzyk – jeśli wy będziecie zachowywać się spokojnie, ono potraktuje całą sytuację jak zwykłą wizytę u lekarza. Nie rozpaczajcie przy psie, płakać można i trzeba wtedy, gdy podopieczny znajdzie się w „psim raju”, a taki jest na pewno. Wtedy można wypłakać nie tylko żal z powodu śmierci zwierzęcia, ale wszystko to, co jeszcze do wypłakania było. I każdy to zrozumie. Powinniśmy być wdzięczni naszym zwierzętom i za tę chwilę, kiedy wolno nam płakać do woli, nie narażając się na śmieszność.

Na koniec chcę opowiedzieć o śmierci mojej pacjentki, suczki o imieniu Bryła.

Z tak mądrym i dobrym podejściem do tej trudnej sytuacji spotkałam się tylko raz w życiu. Bryłka była chorą psią staruszką i przyszedł moment, kiedy już nie było dla niej żadnej nadziei. Rodzina Bryłki (małżeństwo z dziesięcioletnim synem) i ja znaliśmy się od lat, Bryła dość często składała mi wizyty. Postanowienie o zakończeniu cierpień suczki podjęliśmy razem. Przyszli wszyscy, spokojni, poważni. Położyli Bryłę na stole, przytulili się i tak trwali, póki ona nie zasnęła. Potem płakaliśmy wszyscy razem. Dziś mają inną Bryłę i jestem spokojna o jej los.

Życzę wszystkim Czytelnikom, aby ich zwierzęta, gdy przyjdzie ten czas, odchodziły własną śmiercią. Ze starości.

A jeśli zdarzy się inaczej – życzę Wam szczególnej mądrości przy pożegnaniu z naszym bratem mniejszym.

Dorota Sumińska
http://pies.onet.pl/4226,26,0,smierc_cz ... tykul.html
Zniewoliliśmy resztę zwierzęcego stworzenia oraz potraktowaliśmy naszych dalekich kuzynów w futrach i piórach tak okrutnie, że poza wszelką wątpliwość, gdyby mieli oni stworzyć religię, szatanem byłby dla nich człowiek.
— William Ralph Inge
Avatar użytkownika
dalmibea
Site Admin
 
Posty: 6291
Dołączył(a): So lut 20, 2010 5:58 pm

Powrót do PORADY WETERYNARYJNE

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 1 gość

cron