Nie przekraczac progu bolu

Moderator: dalmibea

Postprzez dalmibea » Wt kwi 19, 2011 9:38 pm

Robimy wszystko, co możliwe, by naszemu psu udało się pokonać nieuleczalną chorobę. Wierzymy, że wygramy tę wspólną walkę o życie. Jednak psiak cierpi coraz bardziej, a lekarze nie potrafią mu pomóc. Wahamy się, czy to już ten moment, by podjąć decyzję o uśpieniu. Chcielibyśmy mieć pewność, że pozwoliliśmy odejść zwierzęciu godnie, nie przekraczając przy tym jego wytrzymałości na ogromny ból.

Kiedy przyjdzie nam podjąć tę bolesną decyzję, często szukamy potwierdzenia jej słuszności. Lekarz weterynarii, który musi skrócić cierpienia psa, również potrzebuje akceptacji właściciela. O tym, jaka to trudna sytuacja, gdy dla zwierzaka nie ma już ratunku, rozmawiamy z dr. Wojciechem Hildebrandem, specjalistą chorób wewnętrznych, onkologiem z Katedry Chorób Wewnętrznych z Kliniką Koni, Psów i Kotów Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu.

Przyjaciel Pies: „Przykro mi, ale psa trzeba uśpić”. Jak często mówi Pan to zdanie właścicielom czworonożnych pacjentów, którzy do Pana trafiają?

Wojciech Hildebrand: Niestety onkologia charakteryzuje się dużą umieralnością. Trafiają do mnie psy, które można podratować, leczyć paliatywnie, ale w końcu przychodzi moment, gdy muszę właścicielom powiedzieć, że dalsza terapia nie będzie skuteczna, że zwierzę bardzo cierpi, a my nie jesteśmy w stanie mu pomóc.

PP: Czy są wyraźne kryteria pozwalające stwierdzić, że taka decyzja jest najlepszym i jedynym rozsądnym rozwiązaniem?

WH: Uważam, że jeśli zwierzę jest nieuleczalnie chore, a my nie jesteśmy w stanie zapewnić mu komfortu chorowania, powinniśmy zadecydować o skróceniu mu cierpień i uśpieniu go.

PP: Co Pan ma na myśli, mówiąc o „komforcie chorowania”?

WH: Chodzi o zlikwidowanie bólu. Zwierzę, tak jak człowiek, ma prawo do posiłku, schronienia i życia bez bólu.

PP: A kiedy można uznać, że odmawiamy mu tego prawa?

WH: Każdy uważny właściciel widzi, że jego ukochany pies cierpi: mruży oczy, jest apatyczny, nie chce się bawić, ma trudności z poruszaniem się, nie chce jeść – stracił chęć do życia. Czasami skamle, gdy człowiek dotyka bolesnych okolic jego ciała, piszczy, jęczy, później, już widząc, że zbliżamy się do niego, zaczyna wyć. Wszystko zależy od jego charakteru, niektóre psy reagują piskiem nawet na silniejszy powiew powietrza, a zdarzają się osobniki, które przy złamanym zębie nie wykazują żadnej oznaki bólu.

(...)

PP: Gdy Pan już wie, że nie jest w stanie zlikwidować bólu u psa, jak informuje Pan o tym jego opiekunów?

WH: Od razu staram się uprzedzić właścicieli, że choroba, którą zdiagnozowano, jest nieuleczalna i będzie postępować. Przez jakiś czas będziemy w stanie pomóc psu lekami, ale przyjdzie moment, kiedy nie zlikwidujemy już bólu. Mówiąc to, obserwuję reakcje ludzi. Czasem jest to westchnienie, czasem płacz, a czasem zupełny brak emocji. Dzięki temu mogę stwierdzić, jak silny jest związek uczuciowy właściciela ze zwierzęciem, i przygotować się na trudną rozmowę. Jeśli jest to zimny stosunek, od razu przechodzę do konkretów. Im ta więź jest silniejsza, tym rozmowa musi być przeprowadzona delikatniej. Gdy widzę, że właściciele są ogromnie zżyci z psem, staram się ich do tego powoli przygotować.

PP: Czyli nie mówić wszystkiego już podczas pierwszej wizyty?

WH: Czasami zwierzę trzeba uśpić natychmiast. Ale często podejmujemy próby leczenia i właściciele mają tydzień, miesiąc albo kilka tygodni na to, by pogodzili się z tą myślą. Niektóre zwierzęta trafiają do nas w stanie agonalnym, lecz udaje się zaleczyć chorobę i szczęśliwi opiekunowie po pół roku poprawy zapominają, że ich pupil miał zostać uśpiony. Przyzwyczaili się, że zwierzę jest zdrowe. A potem od nowa trzeba przejść tę trudną drogę.

PP: Kto podejmuje ostateczną decyzję: lekarz czy właściciel?

WH: Musi ją podjąć opiekun, ja mogę tylko sugerować. Zdarza się, chociaż rzadko, że właściciel nie chce uśpić zwierzęcia, mimo że ono cierpi i jest nieuleczalnie chore. Wtedy staram się przekonać, że jednak będzie lepiej dla psa, jeśli go uśpimy, że przestanie cierpieć. Niekiedy muszę się uciekać do argumentów prawnych, tłumacząc, że przedłużanie agonii oznacza znęcanie się nad psem, co jest zagrożone sankcjami prawnymi. Na szczęście w ciągu kilkunastu lat pracy miałem zaledwie kilka takich przypadków. Ale też muszę przyznać, że nie zawsze mam sto procent pewności, iż psa, który do mnie trafił, trzeba uśpić. Bywały takie sytuacje, gdy powoli zaczynałem przygotowywać właściciela do tej myśli. On jednak się upierał i chciał utrzymać psa przy życiu. Okazywało się, że zwierzę żyło jeszcze nawet kilkanaście miesięcy. Dlatego staram się być ostrożny.
PP: Bo właściwie wydaje Pan wyrok...

WH: Raczej opinię – zdecydowanie wolałbym takie stwierdzenie.

PP: Czytałem o przypadkach, gdy zwierzęta miały czuć, że śmierć się zbliża. Był Pan świadkiem takich sytuacji?

WH: Nigdy nie odniosłem takiego wrażenia. Ale na pewno zwierzęta odczuwają niepokój, bo przecież bezbłędnie odczytują emocje swojego właściciela, zmiany chemiczne w jego organizmie, mowę ciała. Gdy rozmawiamy o uśpieniu psa, człowiek zachowuje się inaczej niż zwykle, a pies współodczuwa te negatywne emocje.

PP: Śmiertelny zastrzyk. Na czym on polega i co się dzieje ze zwierzęciem, gdy go otrzyma?

WH: Jeśli jest wskazanie do eutanazji – a właściwie uśpienia, bo eutanazja z greki oznacza śmierć na życzenie osoby, a zwierzę przecież nie wyraża takiego życzenia – najpierw podaje się psu zastrzyk uspokajający, tak zwaną premedykację. Chyba że jest już nieprzytomny, wtedy od razu można zaaplikować właściwy środek. Ten zaś to nic innego, jak specyfik używany do usypiania zwierząt w czasie zabiegu, tylko że skondensowany – trzy razy silniejszy – w trzy razy większej dawce niż normalnie. Tak więc sumarycznie to prawie 10-krotnie większa dawka niż w wypadku zabiegów chirurgicznych. Zwierzę zasypia jak do zabiegu – najpierw wyłącza się jego świadomość, później ustaje akcja serca i oddychanie...

PP: Usypiany pies nie czuje bólu?

WH: Nie powinien. Może odczuwać niepokój, ale to jest związane z zastrzykiem podawanym dożylnie. Aby więc tego uniknąć, najpierw podaje się premedykację, co uspokaja zwierzę.

PP: Kiedy najtrudniej przychodzi Panu podjęcie decyzji o uśpieniu psa?

WH: Zawsze mam dylemat, gdy trafiają do mnie mioty zwierząt. Usypia się jedno-, dwudniowe szczenięta, bo nie ma co z nimi zrobić, bo wiadomo, że nie znajdą domu. Czasem mamy do czynienia z kaprysem właściciela. Na przykład pies coś zniszczył w domu, więc człowiek w złości chce go uśpić. Albo właściciel jedzie na wakacje i nie ma co zrobić z psem. To się powtarza co roku. W takich sytuacjach zawsze odmawiamy. Bardzo przykro jest też wtedy, gdy zwierzę cierpi, zachowując przy tym świadomość, kiedy problemem nie jest choroba psychiczna, czy metaboliczna, ale na przykład zmiany zwyrodnieniowe kręgosłupa lub procesy, które nie mają wpływu na psychikę psa. Pamiętam doskonale, jak kilka lat temu usypiałem owczarka niemieckiego, który strasznie cierpiał, bo leki przeciwbólowe już nie działały. Trzeba było dźwigać go na ręcznikach, a był otyły. Właściciele mieszkali na górnych kondygnacjach starej poniemieckiej kamienicy, bez windy. Nie byli w stanie wynosić psa, nie mieli też komu go przekazać. I miałem potworny dylemat, bo ten owczarek patrzył na mnie, jakby prosił mnie, bym go nie usypiał... Ale musiałem to zrobić, żeby się nie męczył.

PP: Czy zazwyczaj usypia się stare psy?

WH: Z wiekiem ryzyko wystąpienia nieuleczalnych chorób jest większe. Ale nowotwory dotykają psy w każdym wieku. Miałem zwierzęta z nowotworami, które przeżyły kilkanaście miesięcy i też trzeba było zadecydować o uśpieniu ich. Zdarzają się osobniki po ciężkich wypadkach. Jakiś czas temu trafił do kliniki młody york, który został przegryziony przez owczarka niemieckiego tak, że miał uszkodzony kręgosłup. To była dramatyczna chwila – ładny, miły, zadbany pies, cała rodzina płakała. Ale nie było ratunku.

PP: Pan ma swoje zwierzęta?

WH: Mam i domyślam się, do czego pan zmierza.

PP: Przeprowadzenie własnego zwierzęcia na tamten świat to podobno jedna z najtrudniejszych chwil dla lekarza weterynarii...

WH: Tak, musiałem uśpić własnego psa i żałuję, że czekałem za długo. Kładę to na karb tego, że wtedy byłem jeszcze bardzo młodym lekarzem. Mój pies był cztery lata leczony na niewydolność serca i migotanie przedsionków. W końcu przyszedł taki moment, że miał obrzęki łap i trzeba było skrócić mu męczarnie. Uśpiłem go sam. To był owczarek niemiecki, z którym się wychowałem, razem przeżyliśmy mój ogólniak i studia. Potem zaniosłem go na sekcję zwłok. Chciałem się upewnić, że zrobiłem wszystko, co możliwe. Moi koledzy z przerażeniem stwierdzili, że podjąłem tę decyzję stanowczo za późno! Dlatego wiem, że zwlekanie wcale nie jest dobre. Zatrzymywanie przy sobie cierpiącego zwierzęcia to egoizm – nie wyobrażamy sobie, że ukochanego psa może zabraknąć.

Rozmawiał Maciej Sas
http://pies.onet.pl/59559,14,19,nie_prz ... tykul.html

Dodane po 3 minutach:

Dobrodziestwo czy wyrok

Eutanazja budzi ogromne emocje. Czy to ostatnia przysługa, jaką można oddać psu? Czy też chęć zrzucenia z siebie obowiązku opieki nad chorym zwierzęciem? Większość właścicieli woli o tym nawet nie myśleć, a już na pewno nie chce o tym rozmawiać. Ale rozmawiać trzeba.

Małgorzata Szmurło - lekarz weterynarii, międzynarodowy sędzia kynologiczny, hodowca chartów polskich.

Anna Redlicka - sędzia kynologiczny, tłumaczka i autorka książek o psach, hodowca welsh corgi.

Małgorzata Szmurło: Przyznam, że przeraża mnie niefrasobliwość ludzi w podejmowaniu ostatecznej decyzji dotyczącej życia ich zwierząt. To niewątpliwie trudny dylemat – podjąć walkę czy uśpić, „żeby się nie męczył”...

Anna Redlicka: Ale po co ta ironia, walka nie zawsze może być wygrana. Jeśli można leczyć, pomóc – tak. Dostaję gęsiej skórki, kiedy słyszę: „Ach, jak on się męczył, cały ostatni rok tak cierpiał, ale jakoś go ciągnęliśmy”. Oburza mnie taki fałszywy humanitaryzm. Zwierzę męczy się tylko po to, by państwo mogli się nadąć i napuszyć, jak to oni za wszelką cenę ratowali mu życie i ile się przy tym namęczyli.

MS: No dobrze, ale z moich obserwacji wynika, że tylko nieliczna grupa właścicieli podejmuje walkę o życie podopiecznego, nie patrząc na trudności. Przychodzą do lekarza kilka razy w tygodniu, a nawet codziennie. Utrzymują przy życiu swych starych przyjaciół. Pozwalają odejść im godnie, cóż bowiem może być niegodnego w miłości, przyjaźni i trosce? Czy zwierzęciu, które spędziło z nami całe swoje życie, nie należy się troska i opieka w chorobie i na starość?

AR: Według mnie to są dwie strony tego samego medalu – braku prawdziwej miłości. Jedna to pospieszne usypianie, kiedy tylko zniknie młodzieńczy blask, a pojawią się pierwsze dolegliwości podeszłego wieku. Druga to przedłużanie życia za wszelką cenę, bez oglądania się na jego jakość.

MS: Dla wielu osób stare zwierzę jest po prostu kłopotliwe. Twierdzenie, że się męczy i trzeba je uśpić, jest podyktowane wyłącznie chęcią uniknięcia kłopotów. Dorabia się więc ideologię do niewdzięczności i usypia psa. Stary pies niedosłyszy, niedowidzi, sztywno chodzi i brzydko mu pachnie z pyska...

AR: Ale my ciągle mówimy o dwóch różnych rzeczach. Usypianie psa tylko dlatego, że niedowidzi, czy też rozsiewa niemiłe wonie, to zwykła znieczulica. Czasami mam wrażenie, że z ludźmi jest coś nie tak. Zajęcie się starymi, chorymi rodzicami czy dotkniętym chorobą współmałżonkiem urasta do rangi bohaterstwa. A to nie jest żadne bohaterstwo, tylko zwyczajne ludzkie postępowanie. Ta sama norma dotyczy również psów. Skoro był dobry jako mały, dekoracyjny szczeniaczek, to jest tak samo dobry jako zniedołężniały staruszek. Trzeba mu zapewnić godne warunki starości – właściwą opiekę i leczenie. I prawo do godnej śmierci, bez niepotrzebnych męczarni, wtedy gdy nie możemy już nic innego zrobić, żeby mu pomóc.

MS: Uśpić psa to znaczy odebrać mu życie przy zastosowaniu środków chemicznych. Odebrać nieodwracalnie – po uśpieniu nie da się go już obudzić. Moim zdaniem mamy moralne prawo uśpić wówczas, gdy wyczerpaliśmy już wszelkie możliwe środki pomocy, a psa nie czeka w życiu już nic poza cierpieniem.

AR: Tu się akurat zgadzamy doskonale. Inna sprawa, że we współczesnej cywilizacji unika się rozmów o śmierci. Jakby nigdy nie miała nadejść. Ona tymczasem nadchodzi, a dla naszych czworonożnych przyjaciół znacznie szybciej, niż byśmy chcieli.

I to nieprawda, że w przypadku bardzo starego psa jesteśmy na nią przygotowani. Ja się tak wściekam na tych, co bez końca przedłużają cierpienia psa, ale przecież doskonale ich rozumiem, bo to bodaj najtrudniejsza decyzja w życiu. Nawet gdy człowiek jest przekonany o jej słuszności.
MS: Nie zgadzam się z twierdzeniem, że lepiej psa uśpić niż patrzeć, jak się będzie męczył w czasie leczenia. Dla niektórych owa męczarnia jest tożsama z... gipsem na łapie czy z koniecznością podawania kroplówek, przeprowadzenia operacji czy rehabilitacji po urazie. Dla niektórych perspektywa amputacji kończyny – całkowitej lub częściowej – jest wystarczającym powodem do pozbawienia psa życia. A powód dalej jest taki sam: „żeby się nie męczył”.

AR: Zapominasz, że niektórzy mają „czułe” serduszka i nie mogą patrzeć na biednego kalekę...

MS: Oczywiście, pies może nie odzyskać w pełni sprawności w wyniku takiej czy innej choroby, odniesionego urazu. Mimo to będzie wiódł szczęśliwe życie. Właściwie lepiej powiedzieć „nie” mimo to, ale dzięki temu, ponieważ właściciele otaczają psiego inwalidę większą troską i czułością, pozwalają mu na znacznie więcej niż wówczas, gdy cieszył się pełnią sił. Jego życie jest zatem weselsze. Pies nie odczuwa swego kalectwa w sferze psychicznej – nie cierpi, bo czegoś w życiu już nie dokona. Nie twierdzę, że nie wie, iż trudniej mu biec czy wskoczyć na kanapę. Ale na pewno nie martwi się po nocach, że nie będzie mógł np. wystartować w zawodach agility. Za to nadal cieszą go drobne radości codziennego życia jak pełna miska, wylegiwanie się na posłaniu czy pieszczoty właściciela.

AR: Toteż prawdziwy miłośnik psów będzie swojego ulubieńca leczył i hołubił, zapewniając mu godną starość. Są jednak ludzie dotknięci znieczulicą. Jedni z nich uśpią, inni wyrzucą starego psa na ulicę. Pół biedy, gdy oddadzą go w dobre ręce, gdzie psina ma szanse dożyć późnej starości – chociaż ze złamanym sercem. Bo dla starego psa zmiana domu to potworny szok, który skraca życie i odbiera zdrowie.

MS: Psy kalekie, stare, po przejściach też mają prawo do godnego życia. Nieprawdą jest, jakoby uśpienie miało być dla psa mniejszym stresem niż oddanie w dobre ręce, gdy okazuje się, że nasze dziecko czy my mamy alergię. W naturze psowate też zmuszane są do opuszczenia stada i szukania szczęścia w innej grupie – dotyczy to zwłaszcza samców.

AR: Wróćmy jednak do zasadniczego tematu naszej rozmowy. Jako wieloletni hodowca i biolog stoję na stanowisku: leczyć – tak! Męczyć – nie!!! Żeby nie wiem jak trudna była dla właściciela decyzja o eutanazji, zdarzają się sytuacje, kiedy trzeba ją podjąć i nikt nas w tym nie wyręczy, bo to jest część naszej odpowiedzialności za psa, nikt jej z nas nie zdejmie.

MS: Uważam, że w sytuacji beznadziejnej, gdy zwierzę naprawdę cierpi i nie ma szans na wyleczenie, podjęcie decyzji o uśpieniu jest wręcz konieczne. I tu nie można nie docenić roli lekarza weterynarii. Często jest to bardzo niewdzięczna misja, ponieważ właściciele spychają na lekarza całkowitą odpowiedzialność za eutanazję, argumentując, że się nie znają, że podporządkują się decyzji.

Wielu właścicieli dla spokoju własnego sumienia uznaje, że ich obowiązkiem jest pozwolić zwierzęciu umrzeć samodzielnie. Choć w wielu wypadkach oznacza to zamęczyć się na śmierć. Powolne umieranie, np. w przypadku zawansowanej choroby nowotworowej o charakterze nieuleczalnym, to pasmo niewyobrażalnego cierpienia. Zwierzę zwykle umiera w ciszy, co właściciel tłumaczy opacznie: „Przecież nie cierpi, nie piszczy, nie wyje...”

A to, że nie rusza się z posłania, że nie chce jeść, że jego oczy dawno straciły blask, nie wystarczy? Czy nie jesteśmy mu tego winni za kilkanaście lat bezinteresownej przyjaźni? Czy nasz pies nie ma prawa do godnej śmierci? Dlaczego musi odchodzić w bólu?

Anna Redlicka, Małgorzata Szmurło
http://pies.onet.pl/8896,14,19,dobrodzi ... tykul.html
Zniewoliliśmy resztę zwierzęcego stworzenia oraz potraktowaliśmy naszych dalekich kuzynów w futrach i piórach tak okrutnie, że poza wszelką wątpliwość, gdyby mieli oni stworzyć religię, szatanem byłby dla nich człowiek.
— William Ralph Inge
Avatar użytkownika
dalmibea
Site Admin
 
Posty: 6291
Dołączył(a): So lut 20, 2010 5:58 pm

Powrót do PORADY WETERYNARYJNE

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 1 gość

cron