Najłatwiej znaleźć kij

Wszelkie ciekawostki i porady o życiu z psem. Urlop, pies i dziecko itd.

Moderator: dalmibea

Najłatwiej znaleźć kij

Postprzez dalmibea » Śr cze 30, 2010 11:45 pm

Najłatwiej znaleźć kij


Kto chce psa uderzyć, ten kij znajdzie, mawiano nie od wczoraj. Można by sądzić, skoro w Polsce żyje kilka milionów psów, że jesteśmy krajem miłośników i hodowców tych zwierząt. Ale to nie jest prawdą, przy każdej okazji bijemy w zwierzęta kijem niezrozumienia, pogardy i nienawiści. Dla każdego, kto chce uderzyć psa, stosowny kij znajdzie się bez trudu.

Pierwszym i najbardziej powszechnie używanym argumentem przeciwko trzymaniu psów jest sprawa odchodów zalegających trawniki i ulice miast. Obrzydliwie to wygląda? Zgadza się. Właściciele powinni sprzątać po swoich zwierzętach – to też oczywiste. Wprawdzie nie brakuje akcji pod hasłem „kupa nie gryzie”, można kupić woreczki na psie odchody, tyle że ci, którzy nie mają ochoty na sprzątanie, znajdą natychmiast dość logiczne wytłumaczenie, czemu tego nie robią. Po prostu nie ma wystarczającej ilości nawet zwykłych koszy na śmieci, do których i tak psich kup wrzucać nie wolno. A specjalnych pojemników na psie odchody trzeba by szukać w promieniu wielu kilometrów, to fakt. I prawda, że wszelkie, nieporównanie bardziej szkodliwe, nienaturalne, nie podlegające rozkładowi przez dziesiątki lat odpady ludzkiej działalności zalegają dzikie wysypiska wzdłuż dróg i w lasach. Pełno ich nawet w mizernych krzaczkach za miejskimi blokami, pełno na skwerkach i ulicach. Czy to usprawiedliwia obecność psich kup na chodnikach? Nie. Problem czystości naszych miast i lasów wymaga rozwiązania systemowego, nie tylko obowiązkowego uprzątania psich odchodów.

Kolejny kij opada natychmiast na wszystkie psie grzbiety, gdy ukaże się informacja o pogryzieniu dziecka czy dorosłego człowieka przez psa. I choćby z informacji jasno wynikało, że pies zerwał się z łańcucha, uciekł z podwórka, zaatakował kogoś wchodzącego na posesję czy też, traktowany jak zabawka, pogryzł domownika - natychmiast rozlegają się żądania zakładania i smyczy i kagańca, a najlepiej dodatkowo kajdanek na łapy absolutnie wszystkim psom. W pierwszej kolejności tym spotykanym na ulicach i w miejskich parkach, choć właśnie one najrzadziej używają zębów przeciw ludziom. Logiki w tym akurat tyle, jakby po każdym weekendzie z tysiącami kierowców przyłapanych na podwójnym gazie krzyczeć o wszywanie esperalu abstynentom. Tymczasem tylko drakońskie kary, nakładane na nietrzeźwych kierowców, utraty samochodu i prawa jazdy na zawsze nie wyłączając, mogą coś zmienić. Podobnie skuteczne byłyby tylko drakońskie kary nakładane na konkretnych właścicieli psów, tych odpowiedzialnych za pogryzienia, utraty psa i prawa do jego posiadania na całe życie nie wyłączając także.

Na co dzień tuż pod ręką mamy kolejne kije, tym razem szczekające. Nikt nie ma ochoty – i słusznie – tolerować za ścianą mieszkania ustawicznie szczekającego zwierzęcia. No to domagamy się zakazu trzymania psów w miastach, w wydzielonych osiedlach czy w wielorodzinnych budynkach. Najlepiej i w wolno stojących domach - przecież zza ogrodzenia też szczekają na przechodniów. Oczywiste, że należy się nam prawo do ochrony przed wszystkimi uciążliwymi dla otoczenia sąsiadami. Ale tylko przed tymi uciążliwymi - domaganie się zbiorowej odpowiedzialności wszystkich właścicieli cichych Burków za to, że po drugiej stronie ulicy szczeka Azorek, niekoniecznie służy sąsiedzkiej zgodzie.

Mamy jeszcze na podorędziu kije czyste i pachnące, odwołujące się do pochodzenia właścicieli zwierząt i porządku w ich własnych mieszkaniach. Tu już oskarżenia są absurdalne i wręcz śmieszne. Ponoć w mieszkaniach żywe zwierzęta trzymają, importowani do miast w pierwszym pokoleniu, tylko niechlujni mieszkańcy zapomnianych wiosek. Czemu akurat przybysze ze wsi mieliby być bardziej niechlujni od zasiedziałych mieszczuchów – trudno zgadnąć. Czemu tylko oni chcieliby mieć przy sobie zwierzęta – zgadnąć jeszcze trudniej. Na wsiach, przynajmniej polskich, rzadko kiedy pies wyleguje się na kanapie. Psy, owszem, chodziły swobodnie po pokojach dworków szlacheckich i po magnackich salonach, towarzyszyły nawet na szafot swym królewskim właścicielom. Za to dziś niejednemu mieszkańcowi parteru, niezależnie od własnego rodowodu, przeszkadzają psie kudły na dywanie mieszkania sąsiada z jedenastego piętra.

Zamiast szukać kolejnych kijów, lepiej byłoby bić na alarm, że nie uczymy w szkołach szacunku dla wszelkich stworzeń dzielących z nami ten świat, a już najmniej czasu poświęca się jakimkolwiek informacjom o udomowionych zwierzętach. W jednej ze szkół w kanadyjskim mieście dzieci same decydowały, jakim zwierzątkiem będzie opiekować się cała klasa, kto zabierze je do domu w weekendy. Nauczyciel, odczytując listę obecności, nie pomijał imienia kupionego wspólnie przez dzieci chomika czy świnki morskiej. Zajęcia w ośrodkach dla bezdomnych zwierząt też przewidziano programem. Chyba łatwiej po takim wychowaniu o życzliwą tolerancję dla wszystkiego co odmienne od nas wyglądem, potrzebami czy inteligencją.

Nie uczymy poszanowania czyjejś przestrzeni osobistej ani osobistych upodobań. Nie uznajemy nawet prawa bliźnich do samodzielnego dysponowania własnymi pieniędzmi i czasem. Niemal każdy, kto opiekuje się swoimi czy bezdomnymi zwierzętami spotkał się z zarzutem, że ten czas i pieniądze lepiej przeznaczyć na pomoc biednym dzieciom. Tyle że stawiający zarzuty nie wybierają się na misje do najuboższych krajów świata, polską biedę omijają z daleka, najchętniej dysponowaliby zawartością cudzych kieszeni. Choroba bezinteresownych pretensji czy nie uznawania cudzych praw nie omija zresztą środowisk miłośników zwierząt. Organizacjom działającym na rzecz zwierząt nieraz łatwiej o spory kompetencyjne niż o współpracę. Sami właściciele psów, czy to rasowych, czy nie, dużych czy małych, też niekoniecznie darzą się sympatią na co dzień. Spacer z psem, o ile nie posiada się własnych rozległych włości, przestaje być przyjemnością właśnie z powodu innych miłośników psów. A wystarczyłoby przyjęcie niezbywalnej zasady, że prawa każdego z nas kończą się dokładnie tam, gdzie zaczynają się prawa drugiego człowieka.

W wielkim bloku, w kamiennym mieście, niczym w więziennej klatce, o byle co wybucha wzajemna wrogość. Przy ubogiej, zbyt ograniczonej przestrzeni, którą można by samemu dysponować, przeszkadza drzewo przed oknem, ptak na parapecie, kot w piwnicy i – oczywiście - pies za ścianą. I bez namysłu chwyta się za każdy kij, znajdujący się w zasięgu ręki. O wzajemną życzliwość i rozwiązywanie konfliktów bez naruszania cudzych praw trudniej jest i wrogom, i miłośnikom zwierząt. Szkoda.

Zofia Mrzewińska
Avatar użytkownika
dalmibea
Site Admin
 
Posty: 6291
Dołączył(a): So lut 20, 2010 5:58 pm

Powrót do CIEKAWOSTKI/PORADY

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 1 gość

cron