Jery pierwsze dwa lata swojego życia spędził "na huśtawce". Jego pan jak miał dobry humor to go kochał i na wszystko mu pozwalał, jak miał gorszy dzień to pies był bity i poniżany. Jego pan kupił sobie właśnie jego bo był ładny i modny. Jeruś mieszkał w pięknym domu z ogrodem, ale jego pan nie miał dla niego czasu, często wyjeżdżał (nawet na kilka dni), a psa zamykał w domu samego. I tak w trzecim roku swojego dziwnego życia Jery trafił do mnie, niby tylko na tymczasem, ale został na kolejne 12 lat.
Jeruś stał się moim przyjacielem na dobre i na złe i członkiem rodziny. Szybko zapomniał o złych doświadczeniach i nauczył się wszystkiego, co mądry pies umieć powinien. Ponieważ i ja spędzam w pracy sporo godzin psisko grzecznie czekało na mój powrót, a potem były dłuuugie spacery i szaleństwa - najlepsze były te z zieloną piłeczką.
Czesanko
Zabawy z oponką też były fajne, ale jakoś nikt długo nie chciał się z Jerym siłować
I jeszcze z patyczkiem
Szaleństwa z panem też były niezłe
A tu na pikniku na naszej ulubionej "górce"
Da mi to ciastko?
albo sam się poczęstuję
I jeszcze zdjęcia z panią
Pan się zmęczył, to go popilnuję
albo też się chwilkę zdrzemnę
Co by tu zmalować?
Każde wakacje, na które Jery nie mógł pojechać z nami spędzał z moimi rodzicami i owinął ich sobie wokół palca
Woda - żywioł mojego Jerusia
Po pływaniu apetyt dopisuje
Jeszcze trochę szaleństw na górce
A tak sobie spałem
Jeszcze parę zdjęć w domku
uśmiecham się do pani
Na jednym ze spacerów Jery przeciął sobie łapkę na potłuczonej butelce, próby ubierania kołnierza musiałam robić w plenerze bo w domu groziło to demolką.
Żeby nie wygryzał szwów w domu paradował w dziecięcej skarpecie nałożonej na opatrunek