Tak, oczywiście są nowe wieści. No, może nowe, jak nowe,ale przynajmniej bardziej optymistyczne. Wet po obejrzeniu Larki uspokoił mnie, że raczej spokojnie go usunie, bez większych trudności, jeśli nie pojawią się żadne nieprzewidziane komplikacje (przewidziane to ingerencja w kość i obszerna nasada guza) oraz że patrząc na to z bliska skłania się ku twierdzeniu, że guz złośliwym być nie powinien. To oczywiści pokaże histopatologia, ale dla mnie takie słowa to bardzo dużo. Na operację Larka umówiona jest na wtorek na 8 rano.
Przy okazji przepraszam, ze nie napisałam o tym od razu wczoraj - po wizycie, ale oprócz problemu Larki mam jeszcze problem z autem, które rozkraczyło mi się w poniedziałek, gdy po 3 godzinach pobytu w klinice wet., z Larką jeszcze na pół śpiącą po narkozie auto rozkraczyło mi się na środku drogi. Nie mam go więc wcale w chwili obecnej,co utrudnia życie mając psa, którego trzeba wozić do lekarza. Wczoraj załatwiałam więc całe popołudnie kwestie samochodu (laweta, warsztat, etc.) Nie będę już pisać, co czułam stojąc na środku ulicy ze zdechłym autem i słaniającym się na nogach psem. Ehhh, życie...niełatwe ono
Co innego za to napiszę - Larka ma się oczywiście świetnie i bynajmniej nic sobie nie robi z nowotworu
Dziś biegała po dworze jakieś 3 godziny beztrosko i szczęśliwie. W witalności siła!
A jeszcze przy okazji, jako że oczywiście była ważona u weta, miałam okazję sprawdzić jej wagę. Odkąd nabrała w pełni dorosłych kształtów, czyli miała wtedy ok. roku waży niezmiennie, absolutnie niezmiennie 25 kg. To chyba dobrze świadczy o jej pańci, co?
Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za trzymanie kciuków. Bądźcie z nami myślami jeszcze troszkę, dobrze?